Smak włoskiego chleba

Nowy produkt

– proza (format 13/20 cm, oprawa miękka – połysk, wersja klejona, s. 114, zdjęcia: Halina Czerwińska, opracowanie, skład, projekt okładki: Krystyna Wajda, druk: PRINT GROUP Sp. z o.o. Szczecin, wydawnictwo: KryWaj Krystyna Wajda, Koszalin 2023, ISBN 9788367877152).

Więcej szczegółów

Ten produkt nie występuje już w magazynie

30,00 zł

Opis

Ilość stron 114
Format 13/20
Rodzaj oprawy miękka

Więcej informacji

„Smak włoskiego chleba” – kolejna książka Stanisława Białonia – autora z miejscowości Łużna, człowieka zakochanego w swojej małej Ojczyźnie. Obecna proza to historia prawdziwa oparta na przeżyciach siostry autora Haliny Czerwińskiej, która podobnie jak wielu Polaków opuściła Polskę w poszukiwaniu chleba i krok po kroku pokonywała trudności z determinacją zmierzając do celu. Na stronach książki czytelnik znajdzie wiele różnych historii, które w głównej mierze bohaterka przeżyła osobiście. Są także historie opowiedziane przez znajomych bohaterki, których pani Halina spotkała w tym czasie na swojej drodze. I trzeba mieć w sobie naprawdę niebywałą odwagę i siłę, aby zdecydować się na obranie takiej ścieżki życia pozostawiając w kraju gromadkę ukochanych dzieci. Na pierwszych stronach książki autor zamieścił dedykację, którą bohaterka opowieści dedykuje właśnie swoim dzieciom, dzięki którym mogła realizować swoje – ich wspólne plany. Sukces jaki w końcu osiągnęła był ich wspólnym sukcesem. Jakim kosztem to się stało wie tylko ona i jej najbliżsi. Całość wzbogacona kilkoma czarno-białymi zdjęciami składa się z sześciu rozdziałów zatytułowanych: Na głęboką wodę, Znowu w ciemno, Noventa di Piave, Brugnato, Powódź, Mark. Książkę kończy tekst Post scriptum.

Fragment:

… Po dwudziestu godzinach podróży byłyśmy zmęczone i głodne, jednak nikogo to nie interesowało. Widok stosu brudnych naczyń w zmywaku na dobre obudził nas z letargu wywołanego podróżą i późną godziną. Siostra miała porę na przyjęcie leków, ale nie pozwolono jej nawet na chwilę opuścić kuchni i tak do trzeciej nad ranem tkwiłyśmy przy zmywaku. Stosy talerzy z resztkami sosów, oliwy i zapach detergentów, tak wyglądało nasze pierwsze stanowisko pracy. Był to ogromny budynek, na piętrze restauracja na czterysta osób i kuchnia. Na parterze bar z dużym tarasem, a w suterenach ogromna kuchnia i magazyny. Nikogo nam nie przedstawiono, ot masz zmywać i tyle. Pełno mężczyzn krzątających się wokoło i uśmiechających się do nas tajemniczo, a my naiwne myślałyśmy, że to przejaw sympatii. Dopiero po skończonej pracy pozwolono nam coś zjeść, wziąć swoje bagaże i szefowa zaprowadziła nas do budynku oddalonego o sto metrów od baru, do zaadaptowanego w piwnicy pokoju z okratowanym oknem i tam nas zostawiono. Było to duże pomieszczenie z łóżkami jak
w szpitalu i małymi szafkami przy nich. Trzy studentki, też Polki, które chciały sobie zarobić na opłacenie studiów, miały już tu swoje łóżka, przyglądały się nam nieufnie. Pochodziły ze Śląska i pracowały jako kelnerki, były tak zmęczone pracą, że spały w ubraniach. Teraz dopiero mogłyśmy odpocząć. Powiadomiono nas, że następnego dnia ktoś ma po siostrę przyjechać, a dla mnie pozostała tylko perspektywa pracy w tym barze.
Rano studentki powiedziały nam, że pracują już dwa miesiące, codziennie od ósmej rano do trzeciej w nocy, jedynie z przerwą na obiad. Nie mają żadnego dnia wolnego i są ciągle pilnowane. Ostrzegły nas, aby nikomu nie otwierać w nocy, pod żadnym pozorem, a do łazienki chodzić zawsze we dwie albo wszystkie razem, bo na korytarzu ciągle ktoś czeka na okazję. W dodatku szef ma problemy psychiczne, po nocach biega nago i często próbuje do nich wejść. Gdy poskarżyły się jego żonie, ta stwierdziła, że to ich wina, bo go prowokują. Ciągle są zastraszane, że jeśli nie będą posłuszne, to nie dostaną zapłaty. Już na pierwszy rzut oka widać było, że są u granic wytrzymałości psychicznej. Tak wyglądał początek koszmaru. Łazienka w korytarzu, gdzie cały czas ktoś pilnował, abyśmy nie wyszły na zewnątrz. Straszono nas policją z powodu, że nie mamy pozwolenia na pracę…